Światło – atut wolności

Światło - atut wolności

Rozmowa z Ludomirem Słupeczańskim, starszym wykładowcą Katedry Rysunku, Malarstwa i Rzeźby Wydziału Architektu­ry Politechniki Warszawskiej.


Ja: Światło dzienne jest prawdziwie egalitarne – w przeciwieństwie do światła sztucznego. Czy tak?

Ludomir Słupeczański: W normach i przepisach jest egalitarne. To urbaniści powinni dbać o to, żebyśmy wszyscy mieli w miarę jednakowy dostęp do światła dziennego.

Ja: Codziennie dwie godziny słońca w domu?

L.S.: Właśnie. W życiu bywa gorzej, bo światło dzien­ne mamy, ale widoki są marne. Czasami sami jesteśmy sobie winni. Ten, kto mieszka w bloku, musi godzić się na zasłonięcie widoku przez ścianę sąsiedniego budynku. Ale może skrzyknąć sąsiadów i wspólnie z nimi posadzić na podwórku drzewa.

Ja: A ten, kto kupił sobie działkę?

L.S.: Jest w innej sytuacji. To wielka odpowiedzialność mieć kawałek Polski. Trzeba o niego dbać, nie zaśmie­cać go byle jaką architekturą, dobudówkami, blasza­nymi garażami, koszmarnymi rabatkami… Nasz umysł potrzebuje doznań estetycznych, kontaktu z przyrodą. Pozbawiając się tego kontaktu z własnej winy naraża­my się na zmęczenie i stres.

Ja: Ludzie w miastach dużo czasu spędzają w domu, w brzydkim otoczeniu, z brzydkim widokiem za oknem.

L.S.: Europa dziewiętnastowieczna oprócz kapitalizmu i klasy robotniczej urodziła kicz. Za oknem brudnej czynszówki widać było mur sąsiedniej kamienicy. Czło­wiek, który przecież przywędrował do miasta ze wsi za chlebem, nie wyglądał przez okno na ciasne po­dwórko pozbawione zieleni. Wieszał sobie na ścianie obraz – tani oleodruk, na którym było wszystko, za czym tęsknił: i góry, i wijąca się rzeka, i las, i łąka. A na pierwszym planie ryczący jeleń. I ten obraz to by­ło jego okno z pięknym widokiem. Dzisiaj tę funkcję pełni telewizor – pięknych widoków tam nie brakuje.

Ja: A jeżeli mamy to szczęście, że widok z na­szego okna jest piękny?

L.S.: To nie zasłaniajmy go. Bo Polacy lubią się zasła­niać. Sam się dziwiłem w Skandynawii, że nikt tam nie zasłania okien. Widać przez szybę, jak rodzinka siedzi przy stole, przechodzącemu nawet nieraz zro­bią rączką pa-pa. I jakoś się nie boją, że ich ktoś po­dejrzy. Myślę, że zasłanianie okien wieczorem ma wię­cej sensu. Człowiek woli sam widzieć niż być widzia­nym. A z ciemnej ulicy świetnie widać wnętrze miesz­kania. Nie każdy może to znieść i stąd te rolety, żaluzje, story, firany i falbany. Gdy jesteśmy widziani, a sami nie widzimy, tracimy poczucie bezpieczeństwa. Może nas obserwować ktoś zły. Ja: To jest atawistyczne zachowanie, z którym trudno walczyć. Ale wróćmy do salonu – pomówmy o oświetleniu tego wnętrza, gdy już po polsku zasło­nimy okna. Czy widzi Pan jakieś problemy, dotyczące oświetlenia dzisiaj, gdy w sklepach można kupić naj­wymyślniejsze lampy?

L.S.: Tu mamy nie jeden, lecz dwa problemy do roz­wiązania: pierwszy – problem wyboru, a drugi – od­powiedniego umieszczenia źródła światła. Ogranicze­nie się do jednego, nawet najpiękniejszego żyrandola na środku pokoju powoduje swoiście polski problem: ustawiczne zasłanianie sobie światła własnym cie­niem. Stąd biorą się powtarzane przez lata dykteryjki o Malinowskim, co pocałował w rękę zdziwionego Mańczaka, bo w niedostatecznym oświetleniu wziął go za jego małżonkę. Nie sposób obejrzeć obrazu, wy­ciągnąć właściwej książki z biblioteki lub zgoła spo­rządzić sobie drinka rzucając na inkryminowaną czyn­ność cień własnej, często dość okazałej postaci. Po prostu nie widać, co się robi. Ale żeby tego uniknąć, trzeba się trochę wysilić. Ludzie nie lubią zmian, mu­sieliby się na coś zdecydować, przerobić instalację, pójść do sklepu… To za dużo roboty, nawet jeżeli pie­niądze nie stanowią problemu.

Ja: Ale wybór jest naprawdę trudny. Wolałby Pan kicz czy „techno”?

L.S.: Możliwość wyboru to atut wolności. Kiedyś, gdy miało się jeden żyrandol, chciało się, żeby był naj­wspanialszy. Teraz, gdy stosuje się wiele punktów świetlnych, wybrałbym raczej te skromne, funkcjonal­ne. Z tych bardziej ozdobnych – może lampy witrażo­we, ale te prawdziwe, najlepiej od Tiffany’ego.

Ja: Dziękujemy za rozmowę.